Święto Zmarłych to jeden z nielicznych dni w roku kiedy rozmawiamy o śmierci i przemijaniu.(Fot: Dżacheć)
Można powiedzieć, że ze śmiercią ma Pani do czynienia na co dzień. Pracuje Pani przecież w opolskim hospicjum „Betania”, a pomoc pacjentom i ich rodzinom w tego typu placówkach świadczy Pani od ponad 15 lat.
To prawda. Ale warto zaznaczyć, że zarówno pacjenci jak i ich bliscy, rodzina, najmocniejszą więź budują z personelem medycznym, wolontariuszami czyli ludźmi, którzy im towarzyszą na co dzień. Natomiast w przypadku kiedy rodziny bądź pacjent zgłasza potrzebę rozmowy z psychologiem, wówczas ja wkraczam do akcji. I wtedy rozmawiamy. Rozmawiamy o tym o czym chcą rozmawiać.
A o czym chcą? Większość ludzi boi się przecież tematu śmierci i stara się go unikać za wszelką cenę.
Rozmawia się o codzienności. O każdym kolejnym dniu, o tym jak ktoś się danego dnia czuje. Najczęściej w tych rozmowach pojawia się uczucie bezsilności i niemocy. Zarówno po stronie pacjentów jak i ich rodzin. Bezsilności, że już nic nie można zrobić co przywróciłoby zdrowie czy chociażby kilka lepszych dni. Wielu osobom wydaje się, że w hospicjach śmierć to temat bardzo powszedni. Nic bardziej mylnego. Tutaj nie mówi się o śmierci wprost. Mówi się o uczuciach, o lęku, o swoich niemożnościach czy o tym co utraciliśmy. Często też wraca się do swojej przeszłości.
Mówi się jednak, że mimo najlepszych starań, do śmierci bliskiej osoby nie sposób się przygotować.
Nawet kiedy rodzina czy bliscy z chorobą danej osoby są bardzo oswojeni, to kiedy ta śmierć przychodzi zawsze jest zaskoczenie. Zaskakujące są momenty, pory umierania. Personel bardzo często przygotowuje na ten moment ale mimo świadomości, że ktoś jest u kresu życia, zawsze pozostaje zaskoczenie, że śmierć właśnie nadeszła.
Jak z tym zaskoczeniem sobie radzić? Nie zawsze najbardziej pomocna jest wiara w życie po życiu
Na ogół wiara pomaga najbardziej, ale nie wszystkim. Zdarza się, że ludzie podchodzą do tematu bardzo racjonalnie i skupiają się na tym, że zmarły już dłużej nie cierpi z powodu bólu. Warto jednak podkreślić, że nie jest regułą aby rodzina czy bliscy zmarłego trafiali zawsze do terapeuty i mogli o swoich uczuciach porozmawiać.
I chyba źle się wtedy dzieje?
Nie wszystkim taka pomoc jest potrzebna. Ale na ogół jest tak, że pierwsze godziny i dni żałoby spędzamy na czymś zupełnie innym. Śmierć mocno angażuje i organizuje czas bliskim zmarłego. Wtedy po prostu brakuje czasu na żałobę. Na ogół do terapeuty trafia się w momencie, kiedy stan psychiczny jest już bardzo zły, kiedy w najbliższym otoczeniu brakuje jakiegokolwiek wsparcia. Co istotne, rola terapeuty w okresie żałoby sprowadza się tak naprawdę do bycia z drugim człowiekiem. Do rozmowy, czasem tylko wysłuchania, do dania możliwości wyrażenia uczuć i emocji.
Często zdarza się jednak, że żałoba mocno się wydłuża i trwa czasem latami
W takich sytuacjach terapeuci i psycholodzy wkraczają chyba najczęściej. Na ogół to otoczenie osoby przeżywającej żałobę bardzo długo i bardzo intensywnie sugeruje, że pomoc z zewnątrz jest potrzebna. Na stan przedłużającej się w nieskończoność żałoby szczególnie narażone są osoby, które po raz pierwszy miały do czynienia ze śmiercią bliskiej osoby, które trwały w związkach bardzo zależnościowych, a także mające problemy emocjonalne. Najbardziej ludzi przeraża jednak poczucie samotności i widmo jej trwania w nieskończoność.
W jaki sposób wówczas pomagać? Czy trzeba zdać się tylko na fachowe wsparcie psychologa?
Podobnie jak w pracy psychologa czy terapeuty najważniejsza jest rozmowa, otwarcie się na drugą osobę. Trzeba przyznać, że wsparcie ze strony czy to rodziny, najbliższych, sąsiadów, przyjaciół jest często bardzo duże i bardzo trafione. Kiedy to nie wystarcza, to znowu bardzo ważna rzecz, że to najbliższe otoczenie sygnalizuje konieczność fachowej pomocy. To bardzo słuszna postawa.
Supermen: Napisał postów [4999], status [VIP]
takie to już życie że na starość będziemy leżeć i robić pod siebie.