Znany himalaista był gościem Pierwszego Opolskiego Festiwalu Gór, gdzie opowiadał o swoich wyprawach.(Fot. Dżacheć)
Za naszymi oknami nieprzyjemnie, kilka dni temu było 10 stopni poniżej zera. Ale dla Pana - wprawionego w bojach wspinacza - takie temperatury to pewnie żaden problem.
Przeciwnie. Paradoksalnie lepiej znoszę -30, -40 stopni w wysokich górach niż kilkustopniowy mróz na początku grudnia w Polsce. Po pierwsze dlatego, że jadąc na ośmiotysięcznik jesteśmy bardzo dobrze przygotowani, także do niskich temperatur. Po drugie - tam na górze wilgotność powietrza to kilkanaście stopni, tymczasem u nas w Polsce - to nawet 90%, przez co mróz dużo bardziej doskwiera.
Nie zawsze podczas wyprawy udaje się zdobyć szczyt za pierwszym razem. Dla wspinacza to chyba trudny moment, gdy kres wspinaczki jest na wyciągnięcie ręki, ale zdobyć go nie można.
Dla mnie najważniejsza jest sama droga do celu, a nie cel. Liczy się sam fakt przebywania w zespole, ten okres samego wspinania. Nasz kolega wspinacz - ś.p. Falco miał chyba ze 13 wypraw za sobą - na żadnej z nich nie był na szczycie. Ale jakby udało się go dziś do nas zawołać, to bez wahania pojechałby i na 14. Oczywiście człowiek potrzebuje sukcesów i czasem dobrze jest zdobyć szczyt, ale proszę zauważyć fenomen sztucznych ścianek wspinaczkowych: tam nie ma szczytu, a jest wielu ludzi, którzy wciąż na nie wraca. Bo liczą się emocje. Dla mnie to one są w górach najważniejsze.
Wśród emocji i chwil euforii są też momenty dramatyczne - wypadki w górach to nie rzadkość, zginęło tam wielu Pana towarzyszy. Podczas każdej wspinaczki towarzyszy Panu strach?
Oczywiście, strach w górach jest bardzo ważny i wartościowy. To on każe nam rozważnie stawiać kroki, ciągle być skupionym i myśleć o wszystkim, co może się za chwilę wydarzyć. Ale trzeba rozróżnić strach od lęku. Lęk jest paraliżujący, a strach - motywujący. Bez strachu nie byłoby alpinizmu. Zresztą wszyscy wspinacze mają pokorę do gór - traktujemy je trochę podmiotowo, choć przecież to tylko kupa gruzu, kamieni i śniegu. Ale czasem rozmawiamy z górą, mamy dla niej szacunek i czujemy respekt.
Zimowe wyprawy trwają często wiele tygodni. Zdarzyło się spędzić święta Bożego Narodzenia w górach?
Tak, kilka razy. Zawsze jednak byłem z grupą świetnych ludzi, z którymi tworzymy taką zastępczą rodzinę. Zawsze znalazł się jakiś krzak, ktoś miał rybę w puszce, zawsze ktoś weźmie opłatek, nawet stajenkę. Radziliśmy sobie.
Niewielu ludzi może stanąć na Mount Evereście - dachu świata. Co czuje się, stojąc na najwyższym szczycie naszego globu?
Żeby jak najszybciej stamtąd uciekać. Naprawdę. Nie ma tam miejsca na jakieś metafizyczne przemyślenia i napawanie się sukcesem. Szybkie pamiątkowe zdjęcie, "niedźwiadek" z partnerem i myśl, żeby jak najszybciej znaleźć się na dole. Im dalej od góry, tym większa radość z tego wejścia. Tam na górze trzeba być skoncentrowanym na walce o przeżycie, entuzjazm przychodzi później - z dystansu. Zresztą - to nieprawda, że niewielu ludzi może wejść na Mount Everest - ostatnio robi się tam tłoczno (śmiech).
Tłoczno? Na najwyższym szczycie świata?
Tak, modne są komercyjne wyprawy na Mount Everest. Amerykanie płacą za uczestnictwo w takiej wyprawie około 65 tysięcy dolarów. Przy pomocy szerpów, gajdów, tlenu zdrowy człowiek jest w stanie wejść na Mount Everest. Nie jest to alpinizm, ale turystyka wysokogórska. Oczywiście pieniądze nie wystarczą - ci ludzie wcześniej trenują, biegają, uprawiają różne sporty, żeby wyrobić kondycję.
czort: Napisał postów [8000], status [VIP]
Śnieg w zimie? czy to normalne? ktoż to widział... bo ja nie... Jaaaa cie kręceeeeeee