Marcin Kwiatkowski (z prawej) przypominał dziś innym strażakom zasady udzielania pierwszej pomocy. (fot: Seeb)
Podczas służby – w bazie - jest czas na skompletowanie sprzętu i spokojną rozmowę. Gdy włączy się alarm, wszystko obraca się jednak o 180 stopni. Nie ma reguły. Są dni, że jest spokojnie, innym razem strażacy nie nadążają przejeżdżać od zdarzenia do zdarzenia. Gdy przychodzi wezwanie, nie ma czasu na zbędne działania. Szybki zjazd na rurze do garażu, ubiór i wyjazd.
Każdy wyjazd to zupełnie inny przypadek. Nie ma dwóch takich samych akcji. Zakres pracy strażaków z kolei ciągle się poszerza. Dziś każdy z nich musi być wszechstronnie przeszkolony. Wbrew pozorom nazwa „Straż Pożarna” jest już coraz mniej adekwatna. Pożary to zaledwie jedna trzecia ich wyjazdów. Najczęstsze interwencje to wypadki samochodowe. Oprócz tego, pomoc przy wszelkiego rodzaju klęskach żywiołowych, czy katastrofach, a także ratownictwo wodne. Wymieniać można by długo.
Na miejscu wielu tragedii to właśnie strażacy są jako pierwsi. To w ich rękach jest zdrowie a niejednokrotnie życie ludzkie. - Można powiedzieć że w około 40 - 45 % wyjazdów bezpośrednio ratujemy ludzi - mówi st. kapitan Leszek Koksanowicz z Komendy Miejskiej PSP w Opolu.
Dlatego niezbędne są szkolenia. Zarówno w jednostkach państwowych jak i zintegrowanych jednostkach OSP. - Każdy strażak wyjeżdżający do zdarzenia musi mieć aktualny certyfikat ukończenia kursu - mówi kapitan Koksanowicz. Dodatkowo raz lub dwa razy w roku organizowane są specjalne spotkania doszkoleniowe.
Jeden z takich kursów odbył się dzisiaj na terenie jednostki na opolskim rondzie. Uczestniczyło w nim ponad dwudziestu strażaków jednostek wodnych opolskich OSP.
- Nie tak dawno zdarzyła się sytuacja w której na miejscu wypadku lekarz odstąpił od czynności reanimacyjnych a jeden ze strażaków - będący jednocześnie ratownikiem medycznym - podjął je ponownie - opowiada Koksanowicz. Poszkodowanemu udało się przeżyć.
Ale zanim na miejscu wypadku pojawią się ratownicy, pomóc może każdy z nas. To wbrew pozorom nie takie trudne. Według najnowszych wytycznych powinniśmy uciskać klatkę piersiową i wtłaczać powietrze w stosunku 30 : 2. Najważniejsze jest jednak, żeby w ogóle przystąpić do działania a nie stać bezczynnie i patrzeć jak ktoś umiera. - Najgorsze jest przełamanie oporu psychicznego - mówi Marcin Kwiatkowski, ratownik medyczny a jednocześnie strażak OSP. Nawet osoby po kursach często mają z tym problemy. Ćwiczy się na manekinie, a po wypadku poszkodowana osoba zwykle nie wygląda zbyt dobrze - dodaje Kwiatkowski.
- W takiej sytuacji dobrze, jeśli chociaż będziemy do czasu przyjazdu ratowników uciskać klatkę piersiową. To wystarczy.
Z powodu braku udzielonej pomocy przed-medycznej w Europie codziennie ginie DWA TYSIĄCE osób. Tzn, że co dziesięć minut umiera TRZYNAŚCIE osób. Osób które przynajmniej potencjalnie mogłyby przeżyć.
Nie bądźmy obojętni !
Ja: nie skupiajmy się na tym kim kto jest ale jak przebiega akcja ratownicza przy wypadku - czyli udzielanie pomocy przez lekarzy. To jest ważne - i to należy opisać.