Pani Grażyna z Konradowa z niepokojem wskazuje przez okno na pobliski potok, który w środę wieczorem zalał jej mieszkanie.
Tak wyglądała w czwartek większość z posesji w Głuchołazach, znajdujących się w okolicy potoku Starynka.
Konradów. Tutaj woda w środę wieczorem spływała od jednego końca miejscowości do drugiego. Najmocniej uderzyła na granicy z Głuchołazami. Tuż przy jednym z zakrętów na co dzień spokojnego potoku stoi blok zamieszkały przez 11 rodzin. - Wieczorem zrobił się jeden wielki szum. Coś gruchnęło za blokiem, patrzymy a tam połowa murowanej komórki zniknęła. Po kilku minutach woda płynęła już wzdłuż budynku przelewając się przez drzwi. Wszyscy zbiegli na parter i w panice je blokowali patrząc co woda zrobiła z tą komórką – opowiada pani Grażyna.
- Męża akurat nie było w domu. Woda w mieszkaniu po kolana. Lodówkę i kanapę z pomocą sąsiadów wstawiłam na stołki i półki żeby nie zalało. Reszta już gnije. To co człowiek w 35 lat odłożył, co kupił, w kilka minut zniszczone – zanosi się płaczem kobieta. - Nie mieliśmy choćby 10 minut, żeby cokolwiek spróbować ratować, przenieść wyżej. Worki z piaskiem przywieźli nam dopiero jak woda była już w mieszkaniach – dodaje sąsiadka pani Grażyny. - Strach pomyśleć jak to się jeszcze raz powtórzy. We wtorek przeszło to wszystko jakoś łagodniej. Środa to był dramat. Ten nasz blok jakby stanął na przeszkodzie wody spływającej z góry. Prędko to my tu nie zaśniemy – dodaje kobieta.
Żal, rozgoryczenie, ogromne nerwy. To atmosfera w tych miejscach gdzie pomoc docierała w czwartek później niż w centrum gminy. - Nigdy nie przeżyłam czegoś takiego. U nas woda płynęła przez całe posesje strumieniami. Nie wytrzymała kanalizacja i zaczęło nam wybijać szamba. Wodę pobieramy przy pomocy hydroforów. Wszystko zalane. Smród w domach cholerny. Gdyby nie ten lekki deszcz to chyba wszyscy byśmy tu chodzili z zatkanymi nosami – mówi Jolanta Kocieszewska z Burgrabic gdzie w środę wieczorem miejscowa „rzeczka” mocno wezbrała, zmieniła bieg i podmyła spory kawałek asfaltowej drogi uszkadzając przy tym także słupy telefoniczne.
Poszkodowanym na skutek nawałnicy nie brakuje jednak determinacji. Epicentrum szkód w Głuchołazach stała się ulica Powstańców Śląskich. To właśnie pod nią przepływa Starynka – potok, który sprowadził na przygraniczne miasto największe spustoszenie. To wzdłuż jego pierwotnego koryta skupia się obszar największych uszkodzeń. - Widzieliśmy się we wtorek po tym jak nam tu wylał potok. Mieliśmy wodę w salce, szybko ją osuszyliśmy, posprzątaliśmy podwórko – mówi Enoch Wawrzyniak, z którym nasza ekipa spotkała się w Głuchołazach po pierwszym wylaniu Starynki. - Nie chciałby pan widzieć naszych min kiedy w środę w nocy wszystko tu z powrotem pływało. Sąsiadka, która prowadzi obok hurtownię krzewów we wtorek oszacowała, że ma 10 procent strat. Teraz 10 procent udało jej się uratować przed zalaniem. Nikt jednak nie załamuje rąk. Znowu wszystko doprowadzamy do ładu – dodaje Wawrzyniak.
- Zastanawiam się na ile tych wszystkich strat można było uniknąć. Ilu mieszkańców można było ostrzec przed tak gwałtowną wodą? Czy działa jakiś monitoring takich zjawisk, a jeśli tak to czemu zwykli ludzie dowiadują się o nich dopiero na własnej skórze? - dopytuje Wiesław Grochalski, właścicieli domu przy ul. Powstańców Śląskich. - Proszę tylko spojrzeć. Woda w kilka minut podmyła mi dom, wszędzie pełno mułu, jedno wielkie grząsawisko. Mieliśmy jedną powódź we wtorek, a to co stało się w środę to już dobiło ludzi - dodaje Grochalski.
krisss: Napisał postów [2133], status [Szycha]
Skala zniszczeń jest ogromna. Miejmy nadzieję, że pomoc z państwa będzie wystarczająca.