- Autor: Seeb
- Wyświetleń: 10319
- Dodano: 2008-12-26 / 04:11
- Komentarzy: 97
Rozgrzeszenie za zabitego terrorystę
ks. mjr Henryk Kaczmarek - kapelan wojskowy, misjonarz, maratończyk.
(fot: archiwum prywatne)
Z okazji Świąt współpracujący z 24opole.pl portal koledzyzwojska.pl rozmawia z kapelanem wojskowym ks. Henrykiem Kaczmarkiem. Jak się okazuje, nie musi to być osoba prawiąca żołnierzom czcze kazania. Wręcz przeciwnie - może być prawdziwym twardzielem, który jeździ do Afganistanu, biega maratony komandosa i … obiecuje rozgrzeszenie za zabitego terrorystę.
- Szczęść Boże, jak tam przygotowania do szopki?
- Szczęść Boże. Właśnie ja urządzamy. W budce wartowniczej. To będzie nasza stajenka.
- No ale tam się chyba tylko Jezusek zmieści.
- Chyba jednak tak. A Święta Rodzina zostanie na mrozie.
- Te szopkę, o której mówimy, wystawia ksiądz przy pomocy szeregowych w 10 Opolskiej Brygadzie Logistycznej, która jeździ na misje. Z księdza tez zawołany misjonarz.
- Tak, byłem z ONZ na Wzgórzach Golan, a potem już z NATO siedem miesięcy w Iraku i na trzech zmianach w Afganistanie, łącznie 15 miesięcy. Wiele świąt spędzałem zatem na misji.
- Czy dla żołnierza to duży stres spędzać święta na wojnie?
- Bardzo duży. W ogóle dla każdego, kto spędza święta poza domem, poza rodziną, jest to negatywne przeżycie. Tym bardziej gdy chodzi o Boże Narodzenie. To leży w naturze człowieka, żeby przeżyć święta bezpiecznie, ciepło, w poczuciu bliskości z żoną, dziećmi. A cóż dopiero mówić o świętach na wojnie, gdzie można się liczyć z każdą ewentualnością.
- Każda ewentualność, czyli... śmierć. Ale żołnierz nie tylko może być zabity, ale i sam zabija. Takie jego zadanie. Jak sobie radzą ze spowiedzią, z przykazaniem „Nie zabijaj” żołnierze, którzy kogoś zastrzelili?
- Miałem wiele rozmów na ten temat, ale chyba ze trzy konkretne przypadki, kiedy żołnierze, którzy brali udział w akcji i zabili wroga, przyszli na rozmowę, bo bali się, że nie dostaną za to rozgrzeszenia. Ale teraz wchodzimy na obszar tajemnicy spowiedzi.
- To proszę przynajmniej powiedzieć portalowi, czy dostali rozgrzeszenie.
- Powiedzmy, że ich uspokoiłem. Bo jeżeli działali zgodnie z procedurami, jeżeli ich intencją nie było wyłącznie zabicie człowieka, jeżeli nie polowali na człowieka, aby „sobie go zastrzelić” lub żeby zdobyć łup wojenny, lecz się bronili lub ochraniali ludność cywilną przez terrorystami, to mogą spać spokojnie.
- Pan Bóg szanuje wojskowe procedury dotyczące strzelania?
- Myślę, że tak, bo one nie są stworzone po to, żeby zabijać dla zabijania. Jeśli czyhasz tylko, żeby sobie strzelić, to twoja motywacja jest jasna. Ale jeżeli strzelasz, bo ochraniasz kolegów lub siebie, a ponadto robisz to bez wahania, bo tak ci wpojono na ćwiczeniach i robisz to w zgodzie z procedurami, to cóż można powiedzieć poza tym, że takie są reguły wojny.
- A jak w święta żołnierze na misjach radzą sobie ze swoimi smutkami, tęsknotą, lękami?
- Oswajają przestrzeń. Można powiedzieć, że „urodzinniają” swoje kąty. Stawiają zdjęcia żon, dziewczyn, matek, dzieci, bliskich. Stwarzają sobie namiastkę domu, kraju...
- Pisaliśmy na portalu koledzyzwojska.pl o tym, że polscy żołnierze opryskali namioty pianą strażacką, żeby mieć śnieg.
- To dobry przykład. Wszystko, co przypomina dom, jest dobre. No i wtedy są tez kolejki do internetu, do telefonu. Ba, zapisy są. Każdy chce pogadać, co na dodatek komplikuje jeszcze kolosalna różnica czasu.
- A nie trawi ich zazdrość o swoje kobiety?
- Ciężko mi to powiedzieć. Ale wiem jedno, bo wynika to z moich obserwacji. Jak jakaś para przetrwa wyjazd chłopaka na misję, to ich to tylko cementuje. Zaraz po powrocie jest ślub i wszystko toczy się dobrym torem. To samo z małżeństwami. Jeżeli obie strony podczas misji dochowają sobie wierności, to potem jest już tylko lepiej. Bo misja to nie tylko ekstremalne doświadczenie wojenne. To także, paradoksalnie, ekstremalne doświadczenie małżeńskie.
- Widzę, że ma ksiądz odznakę spadochroniarza w klapie munduru.
- A tak. Przed wyjazdem na Wzgórza Golan oddałem pięć skoków. Ale nie na ląd, lecz do wody. To podobno trudniejsze, bo w wodzie trudniej się wypiąć z szelek, no i ma się na sobie kamizelkę, która krępuje ruchy.
- Czy żołnierze są dla księdza jak kumple? Przeklinają, opowiadają pieprzne dowcipy? Czuje ksiądz ich dystans? Na przykład, wchodzi ksiądz do jakiegoś pomieszczenia i słyszy szept: „cicho, cicho, cicho...”?
- Dystansu nie czuję, choć czuję różnicę pokoleń, ja w końcu mam 51 lat. A zresztą, zawsze im powtarzam: macie być sobą. I oni są sobą, tyle że pamiętają, aby przy mnie nie przeklinać. Ale staram się być im partnerem. Gdy tam, na pustyni, mieszkałem w kontenerze, był on dla nich zawsze otwarty, mogli przychodzić nawet nocą.
- A jak wojsko radzi sobie ze strachem przed śmiercią?
- Dobrą miną. Nie dawali po sobie tego poznać, gdy jechali na akcje. Śmiali się, żartowali, ale czuło się, że to na pokaz, bo w pewnym momencie ich twarze poważniały, tężały, skupiali się tylko na zadaniu. Ja też się bałem. O nich najbardziej. Tam za każdym winklem czyha na żołnierza śmierć. Oni nawet tego nie widzieli, ale gdy wyjeżdżali z bazy, stałem przy bramie i błogosławiłem im. A gdy wracali, dziękowałem Bogu.
Zarezerwuj unikatowy login zanim wyprzedzą cię inni! Włącz się do dyskusji i wymieniaj poglądy na różne tematy z aktywną społecznością.
Forum pod artykułem jest w trybie "tylko dla zalogowanych".
Najczęściej czytane
Polub nas!
Chmura tagów
Ogłoszenia
Zgodnie z art. 173 ustawy Prawa Telekomunikacyjnego informujemy, że przeglądając tę stronę wyrażasz zgodę
na zapisywanie na Twoim komputerze niezbędnych do jej poprawnego funkcjonowania plików
cookie.
Więcej informacji na temat plików cookie znajdziecie Państwo na stronie
polityka prywatności.
Kliknij tutaj, aby wyrazić zgodę i ukryć komunikat.
~~_markus one: no no nie zli twardziele ci nasi wojacy .pozdrawiam wszystkich