- Autor: Aga_Ko
- Wyświetleń: 30862
- Dodano: 2019-06-29 / 08:08
- Komentarzy: 9
Być może przeczytanie tej relacji spowoduje, że ktoś ściągnie nogę z gazu...
Mimo, że najczęściej pojawienie się służb ratunkowych to kwestia kilku minut od zgłoszenia, to bardzo rzadko mówi się o emocjach i empatii świadków, którzy niejednokrotnie swoją pomocą ratują życie. O sytuacji, która może przytrafić się każdemu z nas opowiada pan Tomasz.
Pan Tomasz tego dnia znalazł się w miejscu tragedii przypadkiem. Oderwany od rodzinnego spotkania wykorzystał chwilę, by pojechać na plebanię zamówić mszę z okazji urodzin mamy. Wracając, sprawny wyjazd w kierunku domu uniemożliwiło mu zbyt duże auto i głazy przy drodze. Pan Tomasz nie chcąc stwarzać zagrożenia zdecydował się pojechać okrężną drogą. Być może dzięki temu, że dotarł na miejsce wypadku przed służbami ratunkowymi i zachował zimną krew, uratował niejedno życie ludzkie.
- Gdy wyjeżdżam z lasu po łuku drogi, samochód przede mną zwalnia, zawraca, odsłania przerażający obraz, droga usłana szczątkami... Zatrzymuję samochód, wysiadam z auta. W rowie dostrzegam auto, biegnę w jego kierunku. Samochód jest skierowany przodem w moją stronę, jego tył uniesiony - podbiegam. Wewnątrz siedzą dwie osoby, młoda dziewczyna na fotelu pasażera, chłopak za kierownicą, zakrwawieni, słychać jęki, przeplatane słowami. Pytam, czy kluczyk w stacyjce jest przekręcony, tłumaczę że trzeba przekręcić kluczyk, aby się auto nie zapaliło - relacjonuje pan Tomasz.
Po drugiej stronie ulicy jest drugie auto...
- Wybiegam z rowu, lecę w kierunku drugiego samochodu [...], dopiero z tej perspektywy widać przerażający obraz... zmiażdżony bok auta od strony kierowcy, nie ma możliwości otworzenia drzwi; przedniej ćwiartki samochodu od strony kierowcy praktycznie nie ma, z tylnej części samochodu wydobywa się dym! Podbiegam od strony drzwi pasażera, dopiero teraz dociera do mnie, że drzwi blokuje silnik tego samochodu. Silnik jest gorący, nie ma jak go odsunąć rękoma, próbuję nogami, chcę otworzyć drzwi, aby wydostać ludzi. Próbuję to zrobić nogami zapierając się plecami o samochód. Płacz, jęki z wnętrza auta, obraz młodej zakrwawionej dziewczyny - relacjonuje dalej.
Po chwili pojawia się ogień. - Z wnętrza samochodu wydobywa się niewyobrażalny krzyk, uwięzionych ludzi, krzyczę: dawać gaśnice, GAŚNICE, pali się!!! Pamiętam, że ktoś podbiegł od strony kierowcy, zaczął gasić auto z zewnątrz, a ogień miał swoje epicentrum wewnątrz samochodu, z tyłu. Krzyknąłem: wewnątrz, pryskaj wewnątrz! Później była chyba jeszcze jedna gaśnica. Ogień został stłumiony - przyznam, że to była w tamtym momencie duża sprawa. Pamiętam moment uwolnienia dziewczyny, pojawiła się na tyle duża przestrzeń, że dziewczyna mogła wydostać się z auta, przeciskając się obok mnie, a właściwie pode mną, opierałem się plecami o górną część samochodu, nogami odpychając drzwi - mówi.
Pan Tomasz relacjonuje, jak wyciągał pasażera z płonącego samochodu, mężczyzna miał połamane nogi. Wokół zdarzenia zbierają się "gapie".
- Kolejny raz pojawia się większe ognisko płomieni. Krzyczę do gapiów, że potrzebne są gaśnice! Wcześniej może trzy, może cztery osoby zdecydowały się użyć swoich gaśnic. Mija dłuższa chwila, nikt się nie pojawia, ogień się wzmaga. Zdecydowałem się pobiec do swojego samochodu, wziąć gaśnicę, aby zyskać czas na wydostanie kierowcy. Kiedy wracam, kierowca jest już poza samochodem. Widać, że kończyny "układają" się nienaturalnie co najprawdopodobniej jest skutkiem złamań. W oddali słychać syreny, jak się później okazało - wozów strażackich - mówi.
- Sam jako nastolatek byłem strażakiem w OSP, brałem udział w kilku akcjach. Wiem, że teraz nic tu po mnie. Oddalam się w kierunku swojego samochodu. Mam ręce we krwi i smarze, ale nie mam ran, w ustach sucho, posmak soli, pot, zapach smaru, oleju, brudne spodenki, klapki. Wsiadam do samochodu, zawracam, widzę szereg zaparkowanych przy drodze samochodów, grupki rozmawiających ludzi. Jeszcze nie ma policji ani pogotowia. Nic tu po mnie, odjeżdżam tą drogą, którą przyjechałem. W głowie mam obrazy, krzyki, zapachy, świadomość że uczestniczyło się w akcji, w której stawką było ludzkie życie, że te uratowane osoby mają swoje rodziny. W domu wita mnie córeczka, zdejmuję zabrudzone ubranie, pod bieżącą wodą obmywam większe zabrudzenia i wracam załatwić niedokończone sprawy. Po kilku kilometrach dojeżdżam do skrzyżowania z drogą, na której był ów wypadek, dostrzegam policjantów i podjeżdżam do nich. Mówię, że byłem na miejscu wypadku, wyciągałem ludzi z samochodu, który spłonął. W pewnym momencie policjant mówi: ta kobieta zmarła... - relacjonuje Tomasz.
- Gdzieś, w tym wszystkim cały czas pojawiają się rozmyślania, analizowanie okoliczności w jakie doprowadziły do tego, że znalazłem się na miejscu tego wypadku, jak do tego doszło. Roli jaką odegrałem, zachowania, oceny, jakich dokonywałem, decyzji jakie podejmowałem, wezwań jakie kierowałem do innych osób, które znalazły się w tamtym miejscu. Nie chcę wdawać się w komentowanie, ocenianie zachowań innych ludzi. Okoliczności były wyjątkowe, drastyczne, ale powiem delikatnie, że rezerwy w zachowaniu ludzi były. Chcę ze swojej strony podziękować tym, którzy zdecydowali się użyć swoich gaśnic, gdyby nie Ci ludzie, nie wiem czy starczyłoby czasu na wyciągnięcie tych dwojga z samochodu? - mówi.
- Chcę podziękować temu młodemu mężczyźnie, który przyłączył się do działania, który ostatecznie wyciągnął kierowcę z samochodu, bo sam nie dałbym rady. Postępowanie części ludzi tam na miejscu odbieram jako brak wiedzy, strach, panikę, stres, a część to typowi gapie. W czasie kiedy trwała akcja, słyszałem wezwania: uciekaj, schowaj się, zaraz może wybuchnąć... Teraz coraz mocniej dociera do mnie, że stawką było ludzkie życie - słyszymy.
Celem tej historii było podkreślenie faktu, że każdy może znaleźć się w roli potrzebującego, bądź tak jak pan Tomasz - być osobą, od której może zależeć ludzkie życie. Pan Tomasz podkreśla, że mimo niewielkiego doświadczenia w szeregach OSP z przeszłości, jego działania były intuicyjne, a w większości wyniesione z programów telewizyjnych o ratownictwie, zasadach postępowania, ocenie i kwalifikowaniu zagrożeń.
- Cały czas w myślach pojawia się pytanie o gaśnice, o to dlaczego tylko trzy lub cztery osoby zdecydowały się użyć swoich gaśnic, czy tylko Oni wtedy byli, czy tylko Oni słyszeli wezwanie czy rzeczywiście nie było więcej osób, które mogłyby, udostępniając swoje gaśnice, dać więcej czasu lub spokoju na wydostanie rannych? Czy inni, poza owym młodym mężczyzną, nie mogli włączyć się do pomocy w otwarciu drzwi, wyciąganiu pasażerów auta? To mnie nurtuje. To, ale też głębokie poruszenie jakie przeżyłem. Poruszenie takich obszarów organizmu ludzkiego, których działania można doświadczyć tylko podczas tak dramatycznych wydarzeń, spowodowało, że postanowiłem opisać tą sytuację. Podzielić się nią z innymi. Być może przeczytanie tej relacji spowoduje, że ktoś ściągnie nogę z gazu, pomyśli o konsekwencjach jakie wiążą się z jazdą samochodem. O tym, iż jego jazda może spowodować zagrożenie dla innych, że ona sama może znaleźć się w sytuacji, w jakiej znaleźli się pasażerowie samochodu, których ratowałem. O sytuacji, w jakiej ja się znalazłem... - apeluje Tomasz.
Z uwagi na prośbę o zachowanie prywatności przez naszego rozmówcę, imię zostało zmienione.
Tragiczny wypadek na trasie Kozłowice - Boroszów. Nie żyje 43-letnia kobieta
Zarezerwuj unikatowy login zanim wyprzedzą cię inni! Włącz się do dyskusji i wymieniaj poglądy na różne tematy z aktywną społecznością.
Forum pod artykułem jest w trybie "tylko dla zalogowanych".
Najczęściej czytane
Powiązane materiały
Polub nas!
Chmura tagów
Ogłoszenia
Zgodnie z art. 173 ustawy Prawa Telekomunikacyjnego informujemy, że przeglądając tę stronę wyrażasz zgodę
na zapisywanie na Twoim komputerze niezbędnych do jej poprawnego funkcjonowania plików
cookie.
Więcej informacji na temat plików cookie znajdziecie Państwo na stronie
polityka prywatności.
Kliknij tutaj, aby wyrazić zgodę i ukryć komunikat.
Król Forum: Napisał postów [1847], status [zrobił/a karierę]
W Polsce nie da się jechać przepisowo. Spróbujcie kiedyś jechać 50km/h w zabudowanym... Ja jadąc 60-70 w zabudowanym jestem wyprzedzany nawet przez TIR-y... Kiedyś jeden z nich tłumaczył się przez CB-radio że ma ograniczony czas pracy i musi cisnąć żeby jak najwięcej kilometrów zrobić.