fot: remiza.com.pl
Chciałbym Wam przedstawić pewną sytuację, w której to zastęp strażaków uratował człowieka, który targnął się na własne życie.
Miko - strażak biorący w nim udział opisał to tak:
Zaczęło się jak zawsze prozaicznie, alarm jakich ostatnio kilka dziennie, powalone drzewo. Po około kilometrze dyspozytor nas woła i zmienia zgłoszenie. Firma X człowiek zalany krwią. Byliśmy szybko 2-3 min. Co zostaliśmy zobaczcie na może drastycznych zdjęciach. Próba samobójcza w łazience. Dwa cięcia do kości 5 cm powyżej łokcia. Szybka ocena, tętno ok.180, napływ kapilarny powyżej 2 s, gość nam odpływa.
Pomimo zastosowanych przez pracowników opatrunków, opasek uciskowych krew się leje ciurkiem. Leci śmigłowiec będzie za 10-15 min do tego kolejne 3-5 zanim ratownicy dotrą na halę – szanse na przeżycie zerowe. Szybka decyzja tnę opatrunki – 1 saszetka QuikClot w ranę na to gaza i bandaż elastyczny, druga ręka to samo + tlen , postępowanie przeciw wstrząsowe.
Próba wkucia by toczyć płyny bez szans. Ale opatrunki nie przeciekają krwawienie zatamowane. Klient cieniutki, ale się stabilizuje. Dociera załoga śmigła, kolejna próba kucia w nogi, no może i udana ale naczynie tak cienkie że z kroplówki prawie nic nie idzie.
Podłączamy monitor dalej tętno wysokie 175-180. Decyzja wkucie do szpikowe i tu pierwszy raz widziałem to wykonane na prawie przytomnym człowieku ( szczał w goleń ) poszkodowany uniósł się nad deskę na 5 cm jak przy defibrylacji. Niestety przy próbie podania leku musiało równie dobrze boleć, bo drugą nogą machnął i po wkuciu. Nie ma innego wyjścia szybki transport śmigłowcem na SOR. Tam wkucie centralne 2 litry płynów, szycie i gość jest OK.
Problem tylko jeden, mimo że pokazywałem dwukrotnie Lekarzowi, co zastosowałem nie wiem czy dotarło. Na pewno na SOR nie, bo po 50 min dzwoni Ordynator - Lekarka, którą zresztą bardzo dobrze znam. Pytanie proste co zastosowaliśmy, bo w okolicach jednej z ran są objawy martwicy. Nazwa nic nie mówi choć środek dopuszczony do stosowania. Zacięcie w rozmowie następuje w momencie mojej uwagi, że środek nie może mieć kontaktu z wodą bo wywołuje oparzenia.
Nie dociekałem, ale podejrzewam, że podczas mycia – dezynfekcji, znalazła się tam woda. Choć możliwe że przed naszym przybyciem pracownicy zmoczyli gazę wodą, może i moje przeoczenie. Oparzenia nawet głębokie to niestety często spotykane powikłanie. Ale lepiej chyba żyć z blizną niż nie. Szczególnie, że w tym przypadku człowiek chyba się przeliczył, bo po samookaleczeniu zadzwonił po pomoc.
Cała podłoga, ściany, umywalki. Brodziliśmy w krwii. Dezynfekcja sprzętu, ciuchów zajęła ponad 3 godziny.
Czytaj także artykuł na remiza.com.pl.
okolice Brzegu op.: Podziekowania sie naleza ale nie dla wszystkich,znam takiego strazaka ktory moze i w swojej pracy jest dobry ale na codzien to beszczelny czlowiek ktory wogole nie liczy sie ze zdaniem i slowem racjii oraz postepowaniem innych wspolmieszkancow bloku,nie wiadomo co jest przyczyna takiego zachowania,byc moze to ze na akcji ratowniczej rzadzi ekipa i wydaje mu sie moze rzadzic wszystkimi w okolo.To jest ryzykowna praca i tu chyle czolo przed nimi ale niektorzy strazacy w wolnym czasie potrafia byc bardzo nieprzyjemni,wulgarni i rzadko uprzejmi,zwlaszcza ten ktorego znam.